niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 2

Ferie zimowe upłynęły bardzo szybko. Dwa dni po przebudzeniu wyszłam ze szpitala. Lekarze byli w szoku moją zadziwiająco szybką regeneracją. Ja natomiast czułam się jak nowo-narodzona i właśnie odbywałam swój popołudniowy spacer po okolicy.
Od czasu wypadku minęły dwa tygodnie, jest sobota, ostatni weekend przed powrotem do szkoły. Nie byłam zachwycona z tego powodu. Gdy tylko pomyślałam o powrocie do szkoły, ciarki przechodziły przez moje drobne ciało. Czemu tak jest? Od jakiegoś miesiąca jestem na celowniku szkolnej "elity", w której skład wchodzą najpopularniejsi ze szkoły. W sumie to nie wiem czemu oni szczycą się mianem popularnych. Jest to banda zwykłych pustych lalek myślących tylko o sobie i półgłówków którzy mają więcej tkanki mięśniowej niż mózgu.
 Jednym i jedynym wyjątkiem jest Jay. Boże, ten gościu jest idealny! Należy do szkolnej drużyny piłki nożnej, jest wysportowany i bardzo przystojny. Ma ciemną karnację i duże ciemne oczy a jego czarne włosy stoją na czubku głowy. Chłopak ma 17 lat i jest Azjatą. A gdy się uśmiecha to, o jejku kolana miękną mi od widoku tych pięknych dołeczków zdobiących jego policzki. Szłam tak w zamyśleniu, gdy nagle moje ciało natknęło się na przeszkodę. Osoba, na którą wpadłam upuściła swoją książkę a ta wpadła do zaspy śniegu.
- Jeju! Bardzo Cię przepraszam! Zamyśliłam się i tak jakoś... bardzo przepraszam. - mówiłam tak szybko, że nie jestem pewna czy dziewczyna stojąca przede mną zrozumiała choć jedno słowo.
- Nic się nie stało...- mruknęła przewracając oczami po czym schyliła się po książkę.
Czułam straszny wstyd. Moje policzki przybrały barwę szkarłatu a ja natychmiast spuściłam wzrok. Nie lubię takich sytuacji, nie wiem wtedy co powiedzieć.
Obserwowałam jak "ofiara" mojej nieuwagi prostuje się i staje twarzą do mnie. Nagle poczułam płatek śniegu na moim nosie. Śnieżynka natychmiast rozpuściła się przegrywając z temperaturą mojego ciała. Dziewczyna stojąca przede mną zmarszczyła brwi i rozejrzała się dookoła a potem spojrzała w niebo.
- Jestem Blair - Powiedziała i wyciągnęła dłoń. Na jej twarzy gościł ciepły uśmiech. Wyciągnęłam swoją dłoń łącząc ją z dłonią nowo poznanej koleżanki.
- Ellie  - Przedstawiłam się i obdarzyłam Blair uśmiechem.
Dziewczyna miała długie, falowane blond włosy, jej skóra była jasna a policzki i nos zdobiły drobne piegi. Jej oczy były koloru niebieskiego jak fale oceanu a usta miała różowe niczym maliny.
- O, przestało padać. Dziwne.. - Stwierdziła Blair podkreślając ostatnie słowo. Podniosła głowę i spojrzała w stronę białych obłoczków z za których wychodziły promienie słońca. Powtórzyłam po niej tą czynność a kiedy opuściłam głowę do normalnej pozycji Blair patrzyła na mnie przeszywającym wzrokiem. Minęło kilka sekund po czym złapała mnie pod ramię jak starą dobrą znajomą i uśmiechnęła się.
- Idziemy na kawę? - Spytała patrząc na mnie w oczekiwaniu, że się zgodzę. Odwróciła się na chwilę do tyłu jakby zobaczyła coś niepokojącego po czym znów zwróciła się w moją stronę.
- Ale ja... - Urwałam bo Blair wcięła mi się wpół zdania.
- To fajnie, znam fajną kawiarnię niedaleko. Pokażę Ci.
- Powiedziała z podekscytowaniem i ruszyła pewnym krokiem w górę ulicy ciągnąc mnie za sobą.
* * *
Po jakiś dziesięciu minutach spaceru stanęliśmy przed lokalem, w którym znajdowała się kawiarenka. Z zewnątrz wyglądała bardzo ładnie. Obudowana granatowym błyszczącym drewnem wyglądała na starodawną ale lubię takie klimaty. Spojrzałam w górę na szyld, na którym widniały złote litery układające się w napis VILLIERS.
Weszłyśmy do środka i od razu zajęłyśmy stolik przy oknie. Zawiesiłyśmy nasze kurtki na oparciach krzeseł, wyjęłam portfel z torby i skierowałam się w stronę lady, za którą stała niska kobieta.
- Proszę, w czym mogę pomóc? - Spytała wyklepując swoją formułkę, którą powtarzała tysiąc razy dziennie.
- Um, poproszę Latte - złożyłam zamówienie i poszłam usiąść przy stoliku gdzie już siedziała Blair ze swoim Cappuccino. Między nami zapanowała niezręczna cisza. O czym rozmawia się z nieznajomymi? Z opresji wyrwała mnie kelnerka, która przyniosła moją kawę. Zanurzyłam usta w ciepłym płynie rozkoszując się smakiem. Blair nie spuszczała ze mnie wzroku.
- Czemu się tak patrzysz? Mam coś na twarzy? - Spytałam śmiejąc się, żeby nie wyglądało to na oskarżenie.
- Wiem kim jesteś. - Odpowiedziała a ja spojrzałam na nią z konsternacją.
- Nie wiem o czym mówisz. - Zaczęłam czuć się troszkę niekomfortowo. Ta dziewczyna miała w sobie coś dziwnego. Chyba czas się zbierać - wołała do mnie moja podświadomość. Spojrzałam na zegarek i wciągnęłam głośno powietrze udając zaskoczoną.
- Och! Już czas na mnie. Na prawdę miło było mi Cię poznać. - Powiedziałam z uśmiechem wciągając kurtkę na swoje ramiona.

Położyłam pieniądze na stole i ruszyłam w kierunku wyjścia zostawiając Blair samą. Zamknęłam za sobą drzwi lokalu i odwróciłam się w stronę dziewczyny sprawdzając czy nie sprawiłam jej dużej przykrości. Blondynka uśmiechnęła się i pomachała mi na pożegnanie po czym schyliła się zatapiając usta w Cappuccino. Wzięłam głęboki oddech. Okay, to było dziwne spotkanie, nawet bardzo dziwne. Potrząsnęłam głową porządkując myśli i ruszyłam w stronę mojego domu. Co miała na myśli mówiąc, że wie kim jestem?
* * *
Jak co poniedziałek, z niechęcią powędrowałam do szkoły. Szłam ociągając się jak tylko się dało jednak z każdym krokiem byłam coraz bliżej budynku, szczycącego się mianem więzienia dla biednych uczniów. Objęłam wzrokiem dziedziniec szkolny szukając mojej przyjaciółki- Lucy. Westchnęłam przyjmując do wiadomości, że znowu się spóźni. Z resztą powinnam się do tego przyzwyczaić. Nie pamiętam dnia kiedy przyszła punktualnie. Podeszłam do parkingu dla rowerów. Jest pusty, pewnie dlatego, że jest zima. No co ty nie powiesz Ellie- zadrwił mój umysł.  Oparłam się o metalowe półkole wmurowane w chodnik.
Przykleiłam wzrok do ekranu mojego telefonu kiedy nagle ni stąd ni zowąd kulka śniegu trafiła w moje dłonie wytrącając mi komórkę. Urządzenie spadło i roztrzaskało się na części. Uniosłam głowę i namierzyłam osobę, która była sprawcą.
Wezbrała we mnie złość. Zmrużyłam oczy zabijając wzrokiem osoby stojące na przeciwko. Mike- chłopak ze szkolnej elity celował we mnie palcem wskazującym pokładając się ze śmiechu. Kate, Jamie i Lillie chichotały klaszcząc, tak niewiele wystarczyło, żeby im zaimponować. Są na prawdę żałosne. Schyliłam się po części mojego telefonu po czym rzuciłam im jeszcze jedno szybkie spojrzenie.
Mój wzrok złagodniał kiedy dostrzegłam Jay'a. Jego usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Złapaliśmy kontakt wzrokowy lecz zaraz odwróciłam głowę. On jest taki jak inni- powtarzał cichy głos w mojej głowie. Zamrugałam kilka razy próbując odgonić łzy. Witaj szkoło! Nie zdążyłam do niej wejść a już stałam się ich ofiarą. Ruszyłam w stronę drzwi wejściowych kompletnie zapominając o Lucy. Chciałam jak najszybciej zapaść się pod ziemię. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam jak tamci idą w moją stronę. Jamie trzymała rękę Jay ‘a i patrzyła na niego trzepocząc rzęsami. Żenujące. Złapałam za klamkę i szybkim krokiem ruszyłam w stronę szatni.
- Co za ofiara! - usłyszałam za sobą głos Kate. Zacisnęłam powieki chcąc zignorować słowa wypowiadane pod moim adresem.
Włożyłam słuchawki do uszu, płynęła z nich powolna muzyka. Uspokoiła mnie w trymiga. Usiadłam na parapecie opierając głowę o zimną szybę. Wyciągnęłam z plecaka notes i otworzyłam go na czystej stronie. Odszukałam w bocznej kieszonce mój ulubiony długopis i zagłębiłam się w rysowaniu. To jest to co na prawdę kochałam. Mogłam to robić godzinami. Ktoś pociągnął za moje słuchawki wyrywając je z uszu. Odwróciłam się raptownie i ujrzałam uśmiechniętą twarz mojej przyjaciółki. Zazdrościłam jej urody.
Była prześliczna i co się z tym wiązało, mogła mieć każdego chłopaka. Miała długie, lśniące, ciemne włosy które okalały jej bladą twarz. Wyglądała na taką delikatną. Samym swoim wyglądem sprawiała, że wszyscy chłopacy lgnęli do niej jak pszczoły do miodu. A gdy już zwabiała ich swoim uśmiechem i książęcą delikatnością, przytrzymywała ich przy sobie swoim mocnym charakterem. Praktycznie była dziewczyną bez wad.
- Czemu nie czekałaś pod szkołą? - spytała marszcząc brwi i podając mi świeży sok z pomarańczy. Wiedziała, że go uwielbiam.
- Mike znowu musiał zabłysnąć inteligencją przed laleczkami - wyjaśniłam jej wywracając oczami.
- Pójdę do nich dzisiaj po lekcjach i powiem im co o nich myślę, przysięgam! Mam dość tego, że czepiają się mojej najlepszej przyjaciółki. - powiedziała z oburzeniem.
- Tak, tak jasne. Tylko musisz mówić do nich krótko, jasno i zwięźle bo obawiam się, że w innym razie przesilisz ich mózgi- Powiedziałam śmiejąc się. Fajnie było pożartować po kiepskim rozpoczęciu dnia. Lucy złapała mnie pod ramię i poszłyśmy wzdłuż korytarza pod salę od historii.
* * *
Po dzwonku zebrałam swoje książki i wyszłam na korytarz. Moja przyjaciółka szła teraz na zajęcia muzyczne, ja natomiast zapisałam się na plastyczne.
Pożegnałam się z nią po czym poszłam wzdłuż korytarza chcąc dotrzeć do szafki. Po spędzeniu czasu z Lucy znacznie poprawił mi się humor. Przywitałam kilku znajomych na korytarzu i w końcu dotarłam do celu. Włożyłam kluczyk do dziurki i przekręciłam go a drzwiczki natychmiast ustąpiły. W środku była złożona karteczka. Zmarszczyłam brwi chwytając zwitek papieru. Otworzyłam kartkę i z każdym przeczytanym słowem moje usta otwierały się coraz szerzej aż w końcu utworzyły literkę "o"

Cześć, przepraszam Cię za to co wydarzyło się pod szkołą. Mam nadzieję, że Twój telefon jest cały.
                                           - Jay x
W pierwszej chwili byłam radośnie zaskoczona. To są jakieś żarty. On, Jay Conway, przystojniak ze szkolnej elity, OSOBIŚCIE przeprosił taką szarą myszkę jak ja? Jednak zwrócił na mnie uwagę! Teraz pewnie sobie myśli, że jestem bojaźliwą dziwaczką. Zaraz, zaraz czym ja się w ogóle przejmuję? To jego wina, że mój telefon wygląda jak wygląda. I odpowiadając na wyrażenie jego nadziei, nie, nie jest cały! Myśli, że przeprosi i wszystko będzie w porządku! Jego bezczelna pewność siebie połączona z ostentacyjnym lekceważeniem innych niezmiernie działała mi na  nerwy. Myśli w mojej głowie wirowały jak szalone. Jego arogancja przybrała ostateczny poziom. 

sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 1

 Budzik rozbrzmiał w całym pokoju, drażniąc moje biedne bębenki. Podniosłam głowę i zapaliłam lampkę nocną, mrużąc przy tym oczy. Jest piątek, ostatni dzień lekcji przed feriami zimowymi. Wygramoliłam się z łóżka i skierowałam się w stronę okna podnosząc żaluzję. Cały świat był otulony warstwą białego, puszystego puchu. Spojrzałam na termometr, który wskazywał pięć stopni poniżej zera. Uśmiechnęłam się delikatnie, i przetarłam oczy. Rzadko można było podziwiać prawdziwą zimę w Londynie, zwykle jest tu dosyć deszczowo i szaro. Po porannej toalecie poszłam do kuchni. Mój żołądek domagał się posiłku a gardło było całkiem suche prosząc o chociażby jedną kroplę wody. Na blacie kuchennym stała miska z płatkami przygotowana dla mnie przez moją mamę. Zjadłam pospiesznie śniadanie i widząc godzinę wyświetloną na zegarku rzuciłam się do przedpokoju chwytając moje buty.
- Denny, gotowy do wyjścia? - krzyknęłam do mojego młodszego brata, którego miałam zaprowadzić do szkoły.
   Nim się obejrzałam Denny stał obok mnie w swojej kurtce o kolorze zgniłej zieleni i plecaku na plecach. Jego twarzyczkę zdobił piękny uśmiech. Spojrzałam się na mojego brata i uśmiechnęłam się do siebie szczypiąc lekko jego prawy policzek. Chłopiec miał krótko przystrzyżone, brązowe włosy i zielone oczy - po tacie. Był szczupły i niski ale to u nas rodzinne. Spojrzałam w lustro upewniając się, że wyglądam przyzwoicie. Odbicie pokazywało dziewczynę w wieku 16 lat z czekoladowymi, dużymi oczami i długimi rzęsami. Przeczesałam ręką kasztanowe włosy sięgające mi do pępka, poprawiłam szalik i wyszłam z domu. Zerknęłam w dół by upewnić się, że mój brat jest obok. Uśmiechnęłam się widząc rządek białych zębów szczerzących się do mnie.
   Złapałam Denny'ego za rękę prowadząc go przez przejście dla pieszych. Minęliśmy kilka przecznic i w końcu dotarliśmy do jego ulubionej piekarni. Spojrzałam na wielki szyld nad drzwiami, na którym było napisane " MR. DONUT "
- Ellie, wejdźmy tam, proszę!- krzyczał Denny podskakując. Długo nie trzeba było mnie prosić, dla mojego braciszka zrobię wszystko. Kiwnęłam głową w stronę drzwi a w oczach dziecka stojącego przede mną ujrzałam błysk szczęścia. Tak niewiele potrzeba aby go uszczęśliwić. Weszliśmy do środka, a Denny od razu przykleił nos do szyby, za którą znajdowały się najrozmaitsze pączki, drożdżówki, babeczki i ciastka.

- Ja chcę tą czekoladową muffinkę! I chciałbym też pączka z marmoladą, dobrze?- Pisnął celując palcem wskazującym w łakocie za szybą.
- Co tylko zechcesz. - powiedziałam, czochrając czuprynę chłopca i posyłając mu ciepły uśmiech. Zapłaciłam należną cenę i podałam papierową torebkę z jedzeniem chłopcu. Otworzył opakowanie i wyciągnął babeczkę przyglądając jej się z każdej strony. Po skonsumowaniu, podziękował i wytarł buzię wierzchem dłoni uśmiechając się w moją stronę.
          Stanęliśmy na przejściu dla pieszych, na sygnalizatorze po drugiej stronie ulicy świeciło czerwone światło. Spojrzałam na piękne bezchmurne niebo. Chociaż mróz szczypał w nos i policzki, promienie słońca przedzierały się przed bloki betonowej dżungli. Zmrużyłam oczy rozkoszując się ciepłem, które rozlewało się na mojej twarzy kiedy poczułam, że mała rączka mojego brata wyślizguje się z mojego uścisku. Spuściłam wzrok szukając chłopca ale nie było go obok mnie. Serce stanęło w mojej piersi, sekundy ciągnęły się niemiłosiernie. Nerwowo rozglądałam się w prawo, w lewo, znowu w prawo i wtedy spojrzałam przed siebie. Torebka z pączkiem wypadła Denny'emu na ulicę a ten zmierzał w jej kierunku. Przekręcam głowę w prawo, widzę nadjeżdżający samochód.
- Denny! Stój, Denny! - krzyczę lecz mój głos słyszę jakby za ścianą. Nie, to nie może się stać! Biegnę, jeszcze trzy kroki i będę przy moim kochanym braciszku. Dobiegam do niego, popycham jego drobne ciało w przód. Do moich uszu dobiega pisk opon, widzę dwa żółte światła i wtedy przeszywa mnie ból. Okropny ból, jakby ktoś wbijał miliony igieł w każdą komórkę, z których zbudowane jest moje ciało. Czuję powiew wiatru, siła odrzucenia jest bardzo wysoka. Lecę kilka metrów, moje ciało z łoskotem rozbija się o betonowe podłoże. Głuche dudnienie obija się o moją czaszkę. Czuję jakby zaraz miała eksplodować. Słyszę swój oddech, słyszę krzyk Denny'ego. To oznacza, że nic mu nie jest, to dobrze. Próbuję poruszyć ręką ale nie mogę, oddech uwiązł w moim gardle. Moje powieki stają się ciężkie.
- Denny- Próbuję krzyknąć ale z mojego gardła wydobywa się tylko żałosny szept
-Denny, wracaj do domu- kolejna próba, lecz nadal nic. Nie słyszy mnie.

-Denny- mówię po raz kolejny. Nagle mój wzrok dostrzegł migające, niebieskie światło, mrugam bardzo powoli, otwieram oczy, teraz widzę grupę ludzi biegnących w moją stronę. Moje powieki zamykają się po raz kolejny lecz teraz nie otwierają się ponownie.

*** 

Otworzyłam oczy, mrużąc je przed jaskrawym światłem lamp. Leżałam na miękkim podłożu, pod opuszkami czułam chłodny materiał kołdry, którą byłam przykryta. Wzięłam głęboki oddech i podjęłam próbę podniesienia się do pozycji siedzącej.
- Kochanie, George, obudziła się! - usłyszałam głos mojej mamy. Łóżko ugięło się pod jej ciężarem kiedy usiadła obok mnie. Odgarnęła włosy z mojego czoła i nachyliła się by mnie pocałować we wcześniej odsłonięte miejsce. Spojrzałam na nią i zobaczyłam łzy spływające po jej szczupłej, smukłej twarzy. Wyglądała na zmęczoną, miała podkrążone oczy a jej włosy były nieuczesane. Odgarnęła niesforny kosmyk i włożyła go za ucho uśmiechając się do mnie.
- Leż słoneczko, odpoczywaj. Powiedziała i znów obdarowała mnie uśmiechem. Usłyszałam kliknięcie zamykanych drzwi i ujrzałam nad sobą twarz mojego ojca. Na niej również gościł szeroki uśmiech a po policzkach spływały łzy - jak widać - szczęścia. Również jak mama był nieuczesany i było można zauważyć kilkudniowy zarost.
Wzięłam głęboki oddech i usiadłam. Rozejrzałam się dookoła. Byłam w szpitalu. Leżałam na dużym łóżku, w sali, w której się znajdywałam było takich cztery lecz wszystkie były puste. Byłam podłączona do kroplówki, a urządzenie pilnujące pracy serca miarowo pikało. Spojrzałam za okno, małe białe płatki spadały z nieba tworząc piękny widok. Ale dlaczego jestem w tym miejscu? W mojej głowie była jedna, wielka czarna dziura, pusta klatka w filmie, którym było moje dotychczasowe życie. Nic nie pamiętałam, kompletnie nic. Do sali weszła pielęgniarka. Niosła tacę z jedzeniem, ostrożnie stawiała każdy krok dbając o to, by sok został w szklance.
- Co się stało? Dlaczego tu jestem? I gdzie jest Denny? - z moich ust wylewały się pytania, jedno po drugim.
- Cii, odpoczywaj. - powtórzyła mama głaszcząc kciukiem moją dłoń. Pielęgniarki już nie było. Wyszła bezszelestnie tak samo jak się tu pojawiła.
- Nic nie pamiętasz? - Spytał tata unosząc brwi w geście zaskoczenia.
- Mam kompletną pustkę w głowie. - Stwierdziłam splatając moje palce i kładąc je na udach.
- Lisa powiedz jej a ja idę po Denny ‘go - Powiedział tata klepiąc lekko w ramię mojej mamy po czym odwrócił się i opuścił pomieszczenie. Spojrzałam na moją mamę i kiwnęłam głową zachęcając ją do mówienia.

- Miałaś mały wypadek. Ale na szczęście już wszystko dobrze - powiedziała z uśmiechem znów pocierając moje knykcie.
- Jesteś bohaterką kochanie. Prawdziwą bohaterką. - powiedziała widząc, że próbuję przypomnieć sobie cokolwiek. Wytężyłam umysł analizując wszystko po kolei od momentu wydarzeń, które jeszcze pamiętałam. I wtedy mnie oświeciło, dwa światła, pisk opon.
- Denny! Gdzie on jest? - Powiedziałam nieco głośniej niż miałam w zamiarze i odkryłam raptownie kołdrę ze swoich nóg chcąc wstać i go poszukać.
- Kochanie uspokój się, nic mu nie jest, i to jest Twoja zasługa. - powiedziała a moje serce zwolniło powracając do normalnego tępa uderzeń. Znów położyłam się na miękkich poduszkach, przed moimi oczami stały obrazy z ostatnich wydarzeń. Co za nierozważny i nieodpowiedzialny kierowca! I pomyśleć, że takim ludziom daję się prawo jazdy. Ale najważniejsze, że Denny'emu nic nie jest. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwierających się drzwi.
- Tylko cicho, dopiero się obudziła. - Powiedział tata a zaraz po tym zza skrzydła drzwi wyskoczył mój brat, który od razu popędził w moją stronę. Uśmiechnęłam się gdy chłopczyk wskoczył na moje łóżko i złapał mnie w swoje małe ramiona. Również oplotłam jego małe ciałko zamykając go w uścisku.
- Ellie nic Ci nie jest... - Powiedział ściskając moją szyję. Poczułam mokre kropelki na obojczyku co świadczyło, że chłopiec płacze.
- Ale zaraz mi coś będzie jak mnie nie puścisz potworku - Powiedziałam i złapałam chłopca odklejając go ode mnie i odsuwając na odległość ramion.
            Spojrzałam bratu w zaszklone oczy, jego rzęsy były zwilżone od łez a w zielonych tęczówkach skakały iskry szczęścia. Znów go przytuliłam, i gdy tak go ściskałam do moich oczu również napłynęły łzy. Mogłam go stracić. Mogłam stracić mojego jedynego, kochanego brata. Nie żałuję, że to zrobiłam. Gdyby była taka konieczność zrobiłabym to jeszcze raz.
- Jesteś najlepszą siostrą na świecie. - Powiedział chłopczyk a ja uśmiechnęłam się do siebie.
- Nie....Jesteś po prostu aniołem. - Dodał. Przez moje ciało przeszły ciepłe dreszcze, jakieś dziwne wyładowania elektryczne w moich tkankach pobudziły mnie do życia  i nagle poczułam dziwny przypływ siły. Miałam najlepszego brata na świecie i mogłam być dla niego najlepszą siostrą.