poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 3

Wyszłam pospiesznie ze szkoły. Spojrzałam na zegarek, jest 14.30. Musiałam się pospieszyć, za 10 minut miałam autobus. Szkolna elita szła tuż za mną śmiejąc się co chwila. I tak wiem, że ja jestem powodem gromkiego śmiechu wydobywającego się z ich paszcz. Czasami żałowałam, że nie mogę ich „zniknąć”. Boom i po nich. Spojrzałam w ich stronę, Jay jest z nimi. Od razu pomyślałam o liściku w mojej szafce. Może to ktoś inny go podrzucił? A może to kolejny żart? Że też o tym nie pomyślałam. Westchnęłam i przyspieszyłam kroku. Czas leciał a autobus nie będzie na mnie czekał.
- Hej, zaczekaj!- usłyszałam za plecami czyjś głos., zignorowałam go. Nagle obok mnie zmaterializowała się czyjaś postać. Spojrzałam w lewo, bo właśnie tam stała owa postać a moje oczy powiększyły się nieco w zdziwieniu. Obok mnie stał Jay, i jak mi się zdawało chciał ze mną rozmawiać.
- Zwolnij trochę - poprosił i uśmiechnął się ukazując dołeczki. Natychmiast zwolniłam kroku a on uśmiechnął się jeszcze raz ,widząc moją reakcję.
- Tak? Do mnie mówisz? - Spytałam pozując na zdenerwowaną incydentem z rana. Prawdę mówiąc nadal byłam zdenerwowana.
- Tak, jestem Jay - Przedstawił się.
- Ellie. - odpowiedziałam niezbyt miłym tonem.
- Dostałaś karteczkę?
- Owszem. - odpowiadałam zwięzłymi zdaniami jeżeli tak to w ogóle można nazwać. Udawałam obojętną ale tak na prawdę w środku dygotałam z podniecenia. Chłopak zmarszczył brwi zaskoczony moimi odpowiedziami.
- Przepraszam. - powiedział i zaraz, zaraz.... Czy Jay właśnie oblał się rumieńcem?
- Nie masz za co, uważam, że rzucanie śnieżkami w niewinne niczemu osoby jest bardzo dojrzałe, ba! Uśmiałam się podobnie jak Twój kolega, Mike czy jak mu tam... Normalnie boki zrywać! - Wyrzuciłam z siebie zdanie za zdaniem dziwiąc się moim nagłym przypływem odwagi. Spojrzałam na niego, miał spuszczoną głowę. Czy na prawdę zależało mu na moim przebaczeniu? On na prawdę, szczerze przepraszał. Poczułam się podle.
- Um, przepraszam - wypaliłam nagle wyczekując jego reakcji. Zaśmiał się cicho.
- Nie, rozumiem. Nie znasz mnie, ja nie znam Ciebie. Też bym się wkurzył gdyby ktoś, na dodatek nieznajomy zepsuł mi telefon. - Stwierdził - Ale chciałem przeprosić. - dodał.
- Przeprosiny przyjęte - zapewniłam a chłopak odszedł. Spojrzałam na zegarek.
- Cholera - szepnęłam pod nosem. Moj autobus odjechał minutę temu. Szykuje się pieszy spacer do domu.
            Ruszyłam niechętnie wzdłuż ulicy. Kątem oka dostrzegłam szkolną elitę, która na moje nieszczęście zmierzała w tym samym kierunku. Jay'a z nimi nie było. Próbując o nich nie myśleć ruszyłam przed siebie z każdym krokiem będąc bliżej domu. Po dziesięciu minutach przekonałam się, że jednak nie obejdzie się bez dodatkowych wrażeń spowodowanych ich towarzystwem.
- Słyszeliście o bohaterskim czynie dokonanym przez naszą koleżaneczkę? - Powiedział Will, kolejny bezmózgi mięśniak. Jego ton był sztucznie głośny. Jego przyjaciółeczki zachichotały słodko a mnie aż zemdliło. Robią to specjalnie, chcą żebym to słyszała. Postanowiłam skręcić w boczną uliczkę, stracę na czasie lecz zyskam na samopoczuciu psychicznym. Jednak tamci, jak cienie poszli za mną.
- Uratowała swojego młodszego braciszka. Ależ to urocze. - Powiedziała Kate piskliwym głosem. To było za wiele. Odwróciłam się przodem do nich i zmierzyłam ich groźnym wzrokiem.
- O jeju jaka nerwowa - rzucił Mike z udawanym strachem po czym wybuchnął śmiechem.
Wściekłość wzbierała we mnie z każdą sekundą. Miałam ochotę rzucić się na nich i wydrapać im oczy. Zerwać im te drwiące uśmiechy z twarzy. Oddychałam teraz głośno i głęboko nie kryjąc mojej wściekłości. Zacisnęłam pięści rozładowując w ten sposób wypełniającą mnie agresję. Wybuchli śmiechem a to podziałało na mnie jak płachta na byka. Znikąd zerwał się potężny wiatr wiejący zza moich pleców. Nie odrywałam wzroku od moich potencjalnych napastników. Wichura przybierała na sile, zdawałoby się, że siła wiatru wzrastała wraz z moją złością. Uśmiechy zeszły im z twarzy a miny zrzedły kiedy czyste niebo przeszyła błyskawica a huk przerwał panującą ciszę. Zbledli, widziałam strach w ich oczach. Uśmiechnęłam się triumfalnie.
- O co tu chodzi? Zbierajmy się stąd, szybko! - krzyknął Will przytrzymując swoją czapkę. W innym przypadku wiatr zerwałby ją siłą z jego blond czupryny.
Odwrócili się i uciekli gdzie pieprz rośnie i wtedy dopiero moje zdenerwowanie opadło. Oddychałam coraz wolniej, ciśnienie w moich żyłach obniżyło się. Zamrugałam kilkakrotnie próbując uporządkować ostatnie wydarzenia. I wtedy ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam się i ujrzałam blond włosy falujące na delikatnym wietrze. Od razu je poznałam, Blair. Minę miała poważną. Otworzyła usta i wydostało się z nich tylko jedno zdanie.
- Chodź ze mną, musimy poważnie porozmawiać.

* * *

Blair trzymała mój nadgarstek. Co chwila rozglądała się dookoła badając teren.
- Gdzie Ty mnie ciągniesz? - zaprotestowałam i szarpnęłam mój nadgarstek. Jednak dziewczyna nie ustępowała. Zaparłam się piętami próbując ją zatrzymać.
- Zatrzymaj się i powiedz mi co jest grane!- Krzyknęłam. Blair zatrzymała się. Jej palec wskazujący dotykał ust nakazując mi być cicho.
- Wiem kim jesteś. - Powiedziała. Już wcześniej to od niej słyszałam. Ale znów miałam to samo pytanie. Kim jestem?
- O czym Ty mówisz? - Spytałam. Westchnęłam nie kryjąc irytacji.
- Nie musisz już udawać Ellie. Jestem taka jak Ty. - Uśmiechnęła się zamkniętymi ustami. Chyba mam tego dość. Moja irytacja wzrastała z każdą jej słowem.
- Ale jaka? - Zaakcentowałam ostatnie słowo żywo gestykulując rękami. Blair zmarszczyła brwi, tak że spotkały się zaraz nad nosem. Moje natomiast były uniesione w górę. Zwęziła oczy mierząc mnie podejrzliwym spojrzeniem.
- Chcesz mi wmówić, że ten śnieg, później wiatr i błyskawice były tylko zbiegiem okoliczności? - Zapytała obchodząc mnie dookoła.
Pocierała dolną wargę palcem wskazującym, analizując zaistniałą sytuację. Uniosłam dłonie w pytającym geście. Cisza, która nas otaczała była jeszcze gorsza niż jej wiecznie nie zamykająca się buzia. Wtedy stanęła na przeciwko mnie i znów przeszyła mnie wzrokiem. Jej niebieskie tęczówki wwiercały się w moją twarz. Przekręciła lekko głowę w prawą stronę. Tak robią psy kiedy są czymś zaciekawione, nieprawdaż?
- Rozumiem, nie ufasz mi. To może ja zacznę. Chodź pokażę Ci coś. - Po tych słowach wyminęła mnie i powędrowała w stronę zamarzniętej kałuży.
Ukucnęła przy tafli lodu i kiwnęła zachęcająco głową.  Obejrzałam się dookoła czy aby na pewno nie ma wokół nas jakiś ludzi. Przecież to jest kompletnie zwariowane. Będziemy oglądać kałużę? Moje myśli wróciły do rozmowy odbytej przed sekundą. Słowa Blair odbijały się w mojej głowie, słyszałam jej głos powtarzający w kółko to samo zdanie:  Chcesz mi wmówić, że ten śnieg, później wiatr i błyskawice były tylko zbiegiem okoliczności?
Faktycznie to zjawisko było dziwne ale co ja miałam z tym wspólnego. Zaciekawiło mnie to jednak i postanowiłam dołączyć do mojej towarzyszki, nie ważne jak głupie by to było. Ukucnęłam przy Blair uważnie obserwując co robi.
- Teraz patrz - powiedziała a jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
Skupiłam wzrok na kałuży czekając, w sumie to nawet nie wiedziałam na co czekałam. Blair zdjęła rękawiczkę i przysunęła dłoń do kałuży. Zamknęła oczy koncentrując się. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc za bardzo czego mam się spodziewać.
 Nagle usłyszałam ciche skrzypnięcie i w gładkiej tafli lodu ujrzałam małe pęknięcie.  Spojrzałam na Blair. Zmarszczka między jej brwiami pogłębiła się. Widać było, że dziewczyna całą swoją uwagę koncentruje na tym co robi. Mięśnie jej ręki napięły się. Blondynka uniosła dłoń na kilka centymetrów i wtedy stała się rzecz, której nigdy w życiu bym się nie spodziewała.
Strużka wody wspięła się w górę jakby płynęła wzdłuż niewidzialnej słomki. Moje oczy otwarły się szerzej. Nie mogłam w to uwierzyć, to jakiś sen. Blair otworzyła oczy ale nadal była skupiona na wykonywanej czynności. Przekręciła dłoń w prawo a strużka wody jak na komendę ruszyła za nią. Dziewczyna zbliżyła koniuszki palców do wody, która zdawała się ożyć. Wężyk utworzony z kilku kropli wspiął się na jej dłoń. Blair znowu poruszyła dłonią, a kulka z wody od razu uniosła się w górę.
Przez cały ten czas nie zdawałam sobie sprawy, że mam otwarte usta. Blair uśmiechnęła się widząc moją reakcję. Opuściła dłoń do normalnej pozycji a woda natychmiast rozchlapała się na podłożu.
- Wow! Uszczypnij mnie bo nie wierzę. Co to było? - Mówiłam tonem pełnym podziwu. Dziewczyna podniosła jedną brew i uśmiechnęła się dumna z siebie.
- Teraz ty coś pokaż - poprosiła a jej mina była pełna ekscytacji. Moje podekscytowanie wyparowało słysząc prośbę Blair. Spuściłam wzrok. Moje policzki olał rumieniec.
- Ale ja... ja nie umiem...- przyznałam się cichym głosem.
- Jak to nie umiesz? Wszystkie Anioły tak potrafią - wzruszyła ramionami. Słyszałam w jej tonie nutkę rozbawienia. Jak ona nazwała siebie i jak mi się wydaje mnie? Anioły? Nie, to nie możliwe. Przecież takie rzeczy nie istnieją. To nie logiczne. Wbrew naturze. Może jeszcze mi powie, że co sobotę jeździ sobie na wyprawę jednorożcem do świata śpiewających wróżek? Zachichotałam w myślach przybijając sobie piątkę za niezły tekst. Ale z drugiej strony. Jak zrobiłaby tą sztuczkę z wodą? Wiele razy widziałam iluzjonistów na miejskim bazarze, ale żaden nigdy nie potrafił zrobić czegoś takiego.
- Co Ty powiedziałaś?
- Powiedziałam, że jesteś Aniołem.
- Cz...Czym jestem? - Spytałam drżącym głosem.
- Aniołem. - Powiedziała Blair głośniej. - Nie wiesz o tym? - dodała ze zdziwieniem. Pokręciłam głową. Na nic lepszego nie było mnie stać w tamtym momencie. Miałam w gardle wielką gulę i za Chiny nie mogła jej przełknąć. No kurczę, właśnie dowiedziałam się, że jestem Aniołem.

niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 2

Ferie zimowe upłynęły bardzo szybko. Dwa dni po przebudzeniu wyszłam ze szpitala. Lekarze byli w szoku moją zadziwiająco szybką regeneracją. Ja natomiast czułam się jak nowo-narodzona i właśnie odbywałam swój popołudniowy spacer po okolicy.
Od czasu wypadku minęły dwa tygodnie, jest sobota, ostatni weekend przed powrotem do szkoły. Nie byłam zachwycona z tego powodu. Gdy tylko pomyślałam o powrocie do szkoły, ciarki przechodziły przez moje drobne ciało. Czemu tak jest? Od jakiegoś miesiąca jestem na celowniku szkolnej "elity", w której skład wchodzą najpopularniejsi ze szkoły. W sumie to nie wiem czemu oni szczycą się mianem popularnych. Jest to banda zwykłych pustych lalek myślących tylko o sobie i półgłówków którzy mają więcej tkanki mięśniowej niż mózgu.
 Jednym i jedynym wyjątkiem jest Jay. Boże, ten gościu jest idealny! Należy do szkolnej drużyny piłki nożnej, jest wysportowany i bardzo przystojny. Ma ciemną karnację i duże ciemne oczy a jego czarne włosy stoją na czubku głowy. Chłopak ma 17 lat i jest Azjatą. A gdy się uśmiecha to, o jejku kolana miękną mi od widoku tych pięknych dołeczków zdobiących jego policzki. Szłam tak w zamyśleniu, gdy nagle moje ciało natknęło się na przeszkodę. Osoba, na którą wpadłam upuściła swoją książkę a ta wpadła do zaspy śniegu.
- Jeju! Bardzo Cię przepraszam! Zamyśliłam się i tak jakoś... bardzo przepraszam. - mówiłam tak szybko, że nie jestem pewna czy dziewczyna stojąca przede mną zrozumiała choć jedno słowo.
- Nic się nie stało...- mruknęła przewracając oczami po czym schyliła się po książkę.
Czułam straszny wstyd. Moje policzki przybrały barwę szkarłatu a ja natychmiast spuściłam wzrok. Nie lubię takich sytuacji, nie wiem wtedy co powiedzieć.
Obserwowałam jak "ofiara" mojej nieuwagi prostuje się i staje twarzą do mnie. Nagle poczułam płatek śniegu na moim nosie. Śnieżynka natychmiast rozpuściła się przegrywając z temperaturą mojego ciała. Dziewczyna stojąca przede mną zmarszczyła brwi i rozejrzała się dookoła a potem spojrzała w niebo.
- Jestem Blair - Powiedziała i wyciągnęła dłoń. Na jej twarzy gościł ciepły uśmiech. Wyciągnęłam swoją dłoń łącząc ją z dłonią nowo poznanej koleżanki.
- Ellie  - Przedstawiłam się i obdarzyłam Blair uśmiechem.
Dziewczyna miała długie, falowane blond włosy, jej skóra była jasna a policzki i nos zdobiły drobne piegi. Jej oczy były koloru niebieskiego jak fale oceanu a usta miała różowe niczym maliny.
- O, przestało padać. Dziwne.. - Stwierdziła Blair podkreślając ostatnie słowo. Podniosła głowę i spojrzała w stronę białych obłoczków z za których wychodziły promienie słońca. Powtórzyłam po niej tą czynność a kiedy opuściłam głowę do normalnej pozycji Blair patrzyła na mnie przeszywającym wzrokiem. Minęło kilka sekund po czym złapała mnie pod ramię jak starą dobrą znajomą i uśmiechnęła się.
- Idziemy na kawę? - Spytała patrząc na mnie w oczekiwaniu, że się zgodzę. Odwróciła się na chwilę do tyłu jakby zobaczyła coś niepokojącego po czym znów zwróciła się w moją stronę.
- Ale ja... - Urwałam bo Blair wcięła mi się wpół zdania.
- To fajnie, znam fajną kawiarnię niedaleko. Pokażę Ci.
- Powiedziała z podekscytowaniem i ruszyła pewnym krokiem w górę ulicy ciągnąc mnie za sobą.
* * *
Po jakiś dziesięciu minutach spaceru stanęliśmy przed lokalem, w którym znajdowała się kawiarenka. Z zewnątrz wyglądała bardzo ładnie. Obudowana granatowym błyszczącym drewnem wyglądała na starodawną ale lubię takie klimaty. Spojrzałam w górę na szyld, na którym widniały złote litery układające się w napis VILLIERS.
Weszłyśmy do środka i od razu zajęłyśmy stolik przy oknie. Zawiesiłyśmy nasze kurtki na oparciach krzeseł, wyjęłam portfel z torby i skierowałam się w stronę lady, za którą stała niska kobieta.
- Proszę, w czym mogę pomóc? - Spytała wyklepując swoją formułkę, którą powtarzała tysiąc razy dziennie.
- Um, poproszę Latte - złożyłam zamówienie i poszłam usiąść przy stoliku gdzie już siedziała Blair ze swoim Cappuccino. Między nami zapanowała niezręczna cisza. O czym rozmawia się z nieznajomymi? Z opresji wyrwała mnie kelnerka, która przyniosła moją kawę. Zanurzyłam usta w ciepłym płynie rozkoszując się smakiem. Blair nie spuszczała ze mnie wzroku.
- Czemu się tak patrzysz? Mam coś na twarzy? - Spytałam śmiejąc się, żeby nie wyglądało to na oskarżenie.
- Wiem kim jesteś. - Odpowiedziała a ja spojrzałam na nią z konsternacją.
- Nie wiem o czym mówisz. - Zaczęłam czuć się troszkę niekomfortowo. Ta dziewczyna miała w sobie coś dziwnego. Chyba czas się zbierać - wołała do mnie moja podświadomość. Spojrzałam na zegarek i wciągnęłam głośno powietrze udając zaskoczoną.
- Och! Już czas na mnie. Na prawdę miło było mi Cię poznać. - Powiedziałam z uśmiechem wciągając kurtkę na swoje ramiona.

Położyłam pieniądze na stole i ruszyłam w kierunku wyjścia zostawiając Blair samą. Zamknęłam za sobą drzwi lokalu i odwróciłam się w stronę dziewczyny sprawdzając czy nie sprawiłam jej dużej przykrości. Blondynka uśmiechnęła się i pomachała mi na pożegnanie po czym schyliła się zatapiając usta w Cappuccino. Wzięłam głęboki oddech. Okay, to było dziwne spotkanie, nawet bardzo dziwne. Potrząsnęłam głową porządkując myśli i ruszyłam w stronę mojego domu. Co miała na myśli mówiąc, że wie kim jestem?
* * *
Jak co poniedziałek, z niechęcią powędrowałam do szkoły. Szłam ociągając się jak tylko się dało jednak z każdym krokiem byłam coraz bliżej budynku, szczycącego się mianem więzienia dla biednych uczniów. Objęłam wzrokiem dziedziniec szkolny szukając mojej przyjaciółki- Lucy. Westchnęłam przyjmując do wiadomości, że znowu się spóźni. Z resztą powinnam się do tego przyzwyczaić. Nie pamiętam dnia kiedy przyszła punktualnie. Podeszłam do parkingu dla rowerów. Jest pusty, pewnie dlatego, że jest zima. No co ty nie powiesz Ellie- zadrwił mój umysł.  Oparłam się o metalowe półkole wmurowane w chodnik.
Przykleiłam wzrok do ekranu mojego telefonu kiedy nagle ni stąd ni zowąd kulka śniegu trafiła w moje dłonie wytrącając mi komórkę. Urządzenie spadło i roztrzaskało się na części. Uniosłam głowę i namierzyłam osobę, która była sprawcą.
Wezbrała we mnie złość. Zmrużyłam oczy zabijając wzrokiem osoby stojące na przeciwko. Mike- chłopak ze szkolnej elity celował we mnie palcem wskazującym pokładając się ze śmiechu. Kate, Jamie i Lillie chichotały klaszcząc, tak niewiele wystarczyło, żeby im zaimponować. Są na prawdę żałosne. Schyliłam się po części mojego telefonu po czym rzuciłam im jeszcze jedno szybkie spojrzenie.
Mój wzrok złagodniał kiedy dostrzegłam Jay'a. Jego usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Złapaliśmy kontakt wzrokowy lecz zaraz odwróciłam głowę. On jest taki jak inni- powtarzał cichy głos w mojej głowie. Zamrugałam kilka razy próbując odgonić łzy. Witaj szkoło! Nie zdążyłam do niej wejść a już stałam się ich ofiarą. Ruszyłam w stronę drzwi wejściowych kompletnie zapominając o Lucy. Chciałam jak najszybciej zapaść się pod ziemię. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam jak tamci idą w moją stronę. Jamie trzymała rękę Jay ‘a i patrzyła na niego trzepocząc rzęsami. Żenujące. Złapałam za klamkę i szybkim krokiem ruszyłam w stronę szatni.
- Co za ofiara! - usłyszałam za sobą głos Kate. Zacisnęłam powieki chcąc zignorować słowa wypowiadane pod moim adresem.
Włożyłam słuchawki do uszu, płynęła z nich powolna muzyka. Uspokoiła mnie w trymiga. Usiadłam na parapecie opierając głowę o zimną szybę. Wyciągnęłam z plecaka notes i otworzyłam go na czystej stronie. Odszukałam w bocznej kieszonce mój ulubiony długopis i zagłębiłam się w rysowaniu. To jest to co na prawdę kochałam. Mogłam to robić godzinami. Ktoś pociągnął za moje słuchawki wyrywając je z uszu. Odwróciłam się raptownie i ujrzałam uśmiechniętą twarz mojej przyjaciółki. Zazdrościłam jej urody.
Była prześliczna i co się z tym wiązało, mogła mieć każdego chłopaka. Miała długie, lśniące, ciemne włosy które okalały jej bladą twarz. Wyglądała na taką delikatną. Samym swoim wyglądem sprawiała, że wszyscy chłopacy lgnęli do niej jak pszczoły do miodu. A gdy już zwabiała ich swoim uśmiechem i książęcą delikatnością, przytrzymywała ich przy sobie swoim mocnym charakterem. Praktycznie była dziewczyną bez wad.
- Czemu nie czekałaś pod szkołą? - spytała marszcząc brwi i podając mi świeży sok z pomarańczy. Wiedziała, że go uwielbiam.
- Mike znowu musiał zabłysnąć inteligencją przed laleczkami - wyjaśniłam jej wywracając oczami.
- Pójdę do nich dzisiaj po lekcjach i powiem im co o nich myślę, przysięgam! Mam dość tego, że czepiają się mojej najlepszej przyjaciółki. - powiedziała z oburzeniem.
- Tak, tak jasne. Tylko musisz mówić do nich krótko, jasno i zwięźle bo obawiam się, że w innym razie przesilisz ich mózgi- Powiedziałam śmiejąc się. Fajnie było pożartować po kiepskim rozpoczęciu dnia. Lucy złapała mnie pod ramię i poszłyśmy wzdłuż korytarza pod salę od historii.
* * *
Po dzwonku zebrałam swoje książki i wyszłam na korytarz. Moja przyjaciółka szła teraz na zajęcia muzyczne, ja natomiast zapisałam się na plastyczne.
Pożegnałam się z nią po czym poszłam wzdłuż korytarza chcąc dotrzeć do szafki. Po spędzeniu czasu z Lucy znacznie poprawił mi się humor. Przywitałam kilku znajomych na korytarzu i w końcu dotarłam do celu. Włożyłam kluczyk do dziurki i przekręciłam go a drzwiczki natychmiast ustąpiły. W środku była złożona karteczka. Zmarszczyłam brwi chwytając zwitek papieru. Otworzyłam kartkę i z każdym przeczytanym słowem moje usta otwierały się coraz szerzej aż w końcu utworzyły literkę "o"

Cześć, przepraszam Cię za to co wydarzyło się pod szkołą. Mam nadzieję, że Twój telefon jest cały.
                                           - Jay x
W pierwszej chwili byłam radośnie zaskoczona. To są jakieś żarty. On, Jay Conway, przystojniak ze szkolnej elity, OSOBIŚCIE przeprosił taką szarą myszkę jak ja? Jednak zwrócił na mnie uwagę! Teraz pewnie sobie myśli, że jestem bojaźliwą dziwaczką. Zaraz, zaraz czym ja się w ogóle przejmuję? To jego wina, że mój telefon wygląda jak wygląda. I odpowiadając na wyrażenie jego nadziei, nie, nie jest cały! Myśli, że przeprosi i wszystko będzie w porządku! Jego bezczelna pewność siebie połączona z ostentacyjnym lekceważeniem innych niezmiernie działała mi na  nerwy. Myśli w mojej głowie wirowały jak szalone. Jego arogancja przybrała ostateczny poziom. 

sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 1

 Budzik rozbrzmiał w całym pokoju, drażniąc moje biedne bębenki. Podniosłam głowę i zapaliłam lampkę nocną, mrużąc przy tym oczy. Jest piątek, ostatni dzień lekcji przed feriami zimowymi. Wygramoliłam się z łóżka i skierowałam się w stronę okna podnosząc żaluzję. Cały świat był otulony warstwą białego, puszystego puchu. Spojrzałam na termometr, który wskazywał pięć stopni poniżej zera. Uśmiechnęłam się delikatnie, i przetarłam oczy. Rzadko można było podziwiać prawdziwą zimę w Londynie, zwykle jest tu dosyć deszczowo i szaro. Po porannej toalecie poszłam do kuchni. Mój żołądek domagał się posiłku a gardło było całkiem suche prosząc o chociażby jedną kroplę wody. Na blacie kuchennym stała miska z płatkami przygotowana dla mnie przez moją mamę. Zjadłam pospiesznie śniadanie i widząc godzinę wyświetloną na zegarku rzuciłam się do przedpokoju chwytając moje buty.
- Denny, gotowy do wyjścia? - krzyknęłam do mojego młodszego brata, którego miałam zaprowadzić do szkoły.
   Nim się obejrzałam Denny stał obok mnie w swojej kurtce o kolorze zgniłej zieleni i plecaku na plecach. Jego twarzyczkę zdobił piękny uśmiech. Spojrzałam się na mojego brata i uśmiechnęłam się do siebie szczypiąc lekko jego prawy policzek. Chłopiec miał krótko przystrzyżone, brązowe włosy i zielone oczy - po tacie. Był szczupły i niski ale to u nas rodzinne. Spojrzałam w lustro upewniając się, że wyglądam przyzwoicie. Odbicie pokazywało dziewczynę w wieku 16 lat z czekoladowymi, dużymi oczami i długimi rzęsami. Przeczesałam ręką kasztanowe włosy sięgające mi do pępka, poprawiłam szalik i wyszłam z domu. Zerknęłam w dół by upewnić się, że mój brat jest obok. Uśmiechnęłam się widząc rządek białych zębów szczerzących się do mnie.
   Złapałam Denny'ego za rękę prowadząc go przez przejście dla pieszych. Minęliśmy kilka przecznic i w końcu dotarliśmy do jego ulubionej piekarni. Spojrzałam na wielki szyld nad drzwiami, na którym było napisane " MR. DONUT "
- Ellie, wejdźmy tam, proszę!- krzyczał Denny podskakując. Długo nie trzeba było mnie prosić, dla mojego braciszka zrobię wszystko. Kiwnęłam głową w stronę drzwi a w oczach dziecka stojącego przede mną ujrzałam błysk szczęścia. Tak niewiele potrzeba aby go uszczęśliwić. Weszliśmy do środka, a Denny od razu przykleił nos do szyby, za którą znajdowały się najrozmaitsze pączki, drożdżówki, babeczki i ciastka.

- Ja chcę tą czekoladową muffinkę! I chciałbym też pączka z marmoladą, dobrze?- Pisnął celując palcem wskazującym w łakocie za szybą.
- Co tylko zechcesz. - powiedziałam, czochrając czuprynę chłopca i posyłając mu ciepły uśmiech. Zapłaciłam należną cenę i podałam papierową torebkę z jedzeniem chłopcu. Otworzył opakowanie i wyciągnął babeczkę przyglądając jej się z każdej strony. Po skonsumowaniu, podziękował i wytarł buzię wierzchem dłoni uśmiechając się w moją stronę.
          Stanęliśmy na przejściu dla pieszych, na sygnalizatorze po drugiej stronie ulicy świeciło czerwone światło. Spojrzałam na piękne bezchmurne niebo. Chociaż mróz szczypał w nos i policzki, promienie słońca przedzierały się przed bloki betonowej dżungli. Zmrużyłam oczy rozkoszując się ciepłem, które rozlewało się na mojej twarzy kiedy poczułam, że mała rączka mojego brata wyślizguje się z mojego uścisku. Spuściłam wzrok szukając chłopca ale nie było go obok mnie. Serce stanęło w mojej piersi, sekundy ciągnęły się niemiłosiernie. Nerwowo rozglądałam się w prawo, w lewo, znowu w prawo i wtedy spojrzałam przed siebie. Torebka z pączkiem wypadła Denny'emu na ulicę a ten zmierzał w jej kierunku. Przekręcam głowę w prawo, widzę nadjeżdżający samochód.
- Denny! Stój, Denny! - krzyczę lecz mój głos słyszę jakby za ścianą. Nie, to nie może się stać! Biegnę, jeszcze trzy kroki i będę przy moim kochanym braciszku. Dobiegam do niego, popycham jego drobne ciało w przód. Do moich uszu dobiega pisk opon, widzę dwa żółte światła i wtedy przeszywa mnie ból. Okropny ból, jakby ktoś wbijał miliony igieł w każdą komórkę, z których zbudowane jest moje ciało. Czuję powiew wiatru, siła odrzucenia jest bardzo wysoka. Lecę kilka metrów, moje ciało z łoskotem rozbija się o betonowe podłoże. Głuche dudnienie obija się o moją czaszkę. Czuję jakby zaraz miała eksplodować. Słyszę swój oddech, słyszę krzyk Denny'ego. To oznacza, że nic mu nie jest, to dobrze. Próbuję poruszyć ręką ale nie mogę, oddech uwiązł w moim gardle. Moje powieki stają się ciężkie.
- Denny- Próbuję krzyknąć ale z mojego gardła wydobywa się tylko żałosny szept
-Denny, wracaj do domu- kolejna próba, lecz nadal nic. Nie słyszy mnie.

-Denny- mówię po raz kolejny. Nagle mój wzrok dostrzegł migające, niebieskie światło, mrugam bardzo powoli, otwieram oczy, teraz widzę grupę ludzi biegnących w moją stronę. Moje powieki zamykają się po raz kolejny lecz teraz nie otwierają się ponownie.

*** 

Otworzyłam oczy, mrużąc je przed jaskrawym światłem lamp. Leżałam na miękkim podłożu, pod opuszkami czułam chłodny materiał kołdry, którą byłam przykryta. Wzięłam głęboki oddech i podjęłam próbę podniesienia się do pozycji siedzącej.
- Kochanie, George, obudziła się! - usłyszałam głos mojej mamy. Łóżko ugięło się pod jej ciężarem kiedy usiadła obok mnie. Odgarnęła włosy z mojego czoła i nachyliła się by mnie pocałować we wcześniej odsłonięte miejsce. Spojrzałam na nią i zobaczyłam łzy spływające po jej szczupłej, smukłej twarzy. Wyglądała na zmęczoną, miała podkrążone oczy a jej włosy były nieuczesane. Odgarnęła niesforny kosmyk i włożyła go za ucho uśmiechając się do mnie.
- Leż słoneczko, odpoczywaj. Powiedziała i znów obdarowała mnie uśmiechem. Usłyszałam kliknięcie zamykanych drzwi i ujrzałam nad sobą twarz mojego ojca. Na niej również gościł szeroki uśmiech a po policzkach spływały łzy - jak widać - szczęścia. Również jak mama był nieuczesany i było można zauważyć kilkudniowy zarost.
Wzięłam głęboki oddech i usiadłam. Rozejrzałam się dookoła. Byłam w szpitalu. Leżałam na dużym łóżku, w sali, w której się znajdywałam było takich cztery lecz wszystkie były puste. Byłam podłączona do kroplówki, a urządzenie pilnujące pracy serca miarowo pikało. Spojrzałam za okno, małe białe płatki spadały z nieba tworząc piękny widok. Ale dlaczego jestem w tym miejscu? W mojej głowie była jedna, wielka czarna dziura, pusta klatka w filmie, którym było moje dotychczasowe życie. Nic nie pamiętałam, kompletnie nic. Do sali weszła pielęgniarka. Niosła tacę z jedzeniem, ostrożnie stawiała każdy krok dbając o to, by sok został w szklance.
- Co się stało? Dlaczego tu jestem? I gdzie jest Denny? - z moich ust wylewały się pytania, jedno po drugim.
- Cii, odpoczywaj. - powtórzyła mama głaszcząc kciukiem moją dłoń. Pielęgniarki już nie było. Wyszła bezszelestnie tak samo jak się tu pojawiła.
- Nic nie pamiętasz? - Spytał tata unosząc brwi w geście zaskoczenia.
- Mam kompletną pustkę w głowie. - Stwierdziłam splatając moje palce i kładąc je na udach.
- Lisa powiedz jej a ja idę po Denny ‘go - Powiedział tata klepiąc lekko w ramię mojej mamy po czym odwrócił się i opuścił pomieszczenie. Spojrzałam na moją mamę i kiwnęłam głową zachęcając ją do mówienia.

- Miałaś mały wypadek. Ale na szczęście już wszystko dobrze - powiedziała z uśmiechem znów pocierając moje knykcie.
- Jesteś bohaterką kochanie. Prawdziwą bohaterką. - powiedziała widząc, że próbuję przypomnieć sobie cokolwiek. Wytężyłam umysł analizując wszystko po kolei od momentu wydarzeń, które jeszcze pamiętałam. I wtedy mnie oświeciło, dwa światła, pisk opon.
- Denny! Gdzie on jest? - Powiedziałam nieco głośniej niż miałam w zamiarze i odkryłam raptownie kołdrę ze swoich nóg chcąc wstać i go poszukać.
- Kochanie uspokój się, nic mu nie jest, i to jest Twoja zasługa. - powiedziała a moje serce zwolniło powracając do normalnego tępa uderzeń. Znów położyłam się na miękkich poduszkach, przed moimi oczami stały obrazy z ostatnich wydarzeń. Co za nierozważny i nieodpowiedzialny kierowca! I pomyśleć, że takim ludziom daję się prawo jazdy. Ale najważniejsze, że Denny'emu nic nie jest. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwierających się drzwi.
- Tylko cicho, dopiero się obudziła. - Powiedział tata a zaraz po tym zza skrzydła drzwi wyskoczył mój brat, który od razu popędził w moją stronę. Uśmiechnęłam się gdy chłopczyk wskoczył na moje łóżko i złapał mnie w swoje małe ramiona. Również oplotłam jego małe ciałko zamykając go w uścisku.
- Ellie nic Ci nie jest... - Powiedział ściskając moją szyję. Poczułam mokre kropelki na obojczyku co świadczyło, że chłopiec płacze.
- Ale zaraz mi coś będzie jak mnie nie puścisz potworku - Powiedziałam i złapałam chłopca odklejając go ode mnie i odsuwając na odległość ramion.
            Spojrzałam bratu w zaszklone oczy, jego rzęsy były zwilżone od łez a w zielonych tęczówkach skakały iskry szczęścia. Znów go przytuliłam, i gdy tak go ściskałam do moich oczu również napłynęły łzy. Mogłam go stracić. Mogłam stracić mojego jedynego, kochanego brata. Nie żałuję, że to zrobiłam. Gdyby była taka konieczność zrobiłabym to jeszcze raz.
- Jesteś najlepszą siostrą na świecie. - Powiedział chłopczyk a ja uśmiechnęłam się do siebie.
- Nie....Jesteś po prostu aniołem. - Dodał. Przez moje ciało przeszły ciepłe dreszcze, jakieś dziwne wyładowania elektryczne w moich tkankach pobudziły mnie do życia  i nagle poczułam dziwny przypływ siły. Miałam najlepszego brata na świecie i mogłam być dla niego najlepszą siostrą. 

środa, 3 czerwca 2015

Wstęp

Wstep

Kiedyś nie wierzyłam w magiczne istoty, występujące tylko w filmach fantasy. Postacie fikcyjne obrazujące dobro i zło nie mogą istnieć, przecież to niemożliwe. Też tak myślałam, dopóki nie dowiedziałam się, że sama nie jestem istotą ludzką. A więc czym jestem? Jestem strażniczką dobra, Aniołem pilnującym porządku na tym dziwnym, zakręconym świecie. Myślisz pewnie, że pilnuję dzieci bawiących się na placu zabaw, bądź masz mnie za sumienie siedzące na ramieniu niesfornego nastolatka. Zdziwisz się ale to przed czym Was wszystkich bronią Anioły jest o wiele bardziej przerażające niż jakikolwiek koszmar. Nazywam się Ellie Johnson i obiecuję, że obronię Was przed każdym Cieniem czyhającym w ciemności.